środa, 26 października 2011

szybki i łatwy, a przede wszystkim przepyszny mus czekoladowy dla słodkich smakoszy

Był pomysł kolacji urodzinowej i był problem – co zrobić na deser, skoro piekarnik nie działa. Wierzcie mi, problem duży, bo ciężko odsunąć od siebie myśl o tych wszystkich smakowitych ciastach, bezach i pięknych tortach! Z pomocą przyszła mała książeczka kucharska z wypróbowanym przepisem na mus czekoladowy, kupiona kiedyś za grosze na wakacyjnym straganie. ten przepis polecam wszystkim, którzy lubią słodkości, desery, czy często urządzają kolacje dla znajomych – w małych miseczkach, udekorowany winogronem, kleksem z bitej śmietany mus spełni swoją rolę znakomicie! 
No to do dzieła...

Do pracy potrzeba nam jeszcze jednego - dobrej muzyki. Trochę figlarnej, trochę przekornej, jak każda pani domu w kuchni. Pink Martini "Je ne veux pas travailler" http://www.youtube.com/watch?v=MBoTRF2aK4s




Składniki na 6-8 osób:
350g ciemnej czekolady
6 jaj (żółtka i białka osobno)
4 łyżki cukru
200ml śmietanki

Przygotowanie jest bardzo proste i szybkie. Na całość powinniśmy poświęcić ok. 30 minut + najlepiej cała noc na leżakowanie w lodówce. Pokrusz czekoladę na kostki i rozpuść w mikrofalówce, albo w rondelku umieszczonym nad naczyniem z wrzącą wodą. Jak już uzyskasz gładką masę, odstaw do ostygnięcia. W tym czasie utrzyj żółtka z cukrem na białą masę (najlepiej użyć domowego miksera z końcówkami do ubijania piany z białek). Do tego dodaj stopniowo ostudzoną czekoladę i mieszając, podgrzewaj jeszcze przez kilka minut na niewielkim ogniu. Odłóż od ostygnięcia. Uwaga – masa zgęstnieje. W oddzielnych miseczkach ubij białka oraz śmietankę. Zimną masę czekoladowo-jajeczną bardzo ostrożnie mieszaj z pianą, a następnie ze śmietanką. Na początku będzie trochę opornie, ale piana szybko rozrzedzi masę i wszystko pójdzie już gładko. Najlepiej zrobić do drewnianym uchwytem od mątewki czy innego kuchennego narzędzia, metalowa łyżka nie zda tutaj egzaminu. Uważaj, żeby mieszanina nie opadła!

Wlej masę w małe miseczki lub pucharki i ustaw w lodówce na ok. 12 godzin. Ja najczęściej robię mus poprzedniego wieczora i pozostawiam na całą noc i kolejny dzień aż do momentu serwowania. Smak wspaniały – mus jest puszysty, rozpływa się w ustach. Słodki, ale nie przesłodzony... palce lizać!!

Dla miłośników ostrzejszych smaków – do masy czekoladowej możesz wlać filiżankę mocnej kawy. 

Przepis pochodzi z książki "Czekolada. Przepisy" Liliput - kieszonkowe książki kulinarne.


dzika ryba na szwajcarskiej ziemniaczanej poduszce, czyli łosoś na rösti z zieloną sałatą

Była mała przerwa, ale już jestem z powrotem i chcę się z wami podzielić wczorajszym obiadem przygotowanym na przyjazd mamy. Chciałam zrobić coś lekkiego, ale na tyle pożywnego, żebyśmy wytrzymały do wieczora. I udało się: łosoś, ziemniaczki i sałata. Wszystko brzmi normalnie, ale połączenie 2 europejskich tradycji kulinarnych zdecydowanie zaostrza apetyt i dodaje nowych wrażeń smakowych.

Do tego kolejny smak w tle, kubański – do lekkiej ryby i liści sałaty akurat! Buena Vista Social Club „ De Camino a La Vereda” http://www.youtube.com/watch?v=z2yAPq-91lw




Zacznijmy od rösti. Ten sposób przyrządzania ziemniaków pochodzi ze Szwajcarii. Jest to placek z grubo tartych surowych lub lekko podgotowanych ziemniaków, z dodatkiem cebuli, soli i pieprzu. Bardzo często w szwajcarskim jadłospisie funkcjonuje jako jedno danie z topionym serem, kiełbaską lub jajkiem na wierzchu. Naturalnie rösti może być częścią dania głównego. Domyślam się, że fanów ziemniaków nie muszę długo namawiać na to danie, ale polecam je również tym, którzy za ziemniakami nie przepadają. Ja sama należę do tej drugiej  grupy, ale rösti to na prawdę co innego – są miękkie w środku, a chrupiące na zewnątrz. Lekko podpieczone, delikatne, trochę pieprzne. Idealne! 

Ilości na 2 porcje:
Rösti:
4 ziemniaki
1 cebula
świeżo mielony pieprz
sól
olej

Łosoś:
250g dzikiego łososia
łyżka miodu lipowego
pieprz cytrynowy
sól
pół cytryny
 
główka sałaty
łyżka soku z cytryny
6 listków świeżej bazylii
2 łyżki oliwy
sól & pieprz 

Ziemniaki należy obrać, umyć i zetrzeć grubo na tarce. Ja robię to zawsze z surowych ziemniaków i ten sposób polecam również wam. W moim odczuciu lekkie podgotowanie ziemniaków odbiera taką chrupkość potrawy. Cebulę trzeba również zetrzeć na tarce. Wymieszać i pozostawić na sitku do odsączenia na ok. 15 minut. Można w między czasie lekko ‘podusić’ ziemniaki łyżką, żeby woda szybciej z nich wypłynęła. Przełożyć do miski i wymieszać z solą i świeżo zmielonym pieprzem. Ja lubię je w wersji lekko pieprznej, ale zachęcam do spróbowania jeszcze surowych ziemniaków, żeby nie trzeba było na talerzu dosalać, albo każdy gryz popijać wodą. Na patelnię wlać olej i poczekać aż się dobrze rozgrzeje. Łyżką do zupy nabieramy rösti i formujemy placki grubości ok. 1cm. Na dużej patelni zmieszczą się 4 krążki. Podpiekamy z jednej i drugiej strony ok. 3minut, skręcamy ogień pod patelnią, przykrywamy pokrywą i zostawiamy na ok. 7-8 minut.

Łososia myjemy pod letnią wodą, osuszamy ręcznikiem papierowym i z każdej strony solimy, pieprzymy i lekko kropimy cytryną. Na dobrze rozgrzaną patelnię z oliwą kładziemy łososia i smażymy z dwóch stron po 2-3 minuty. Potem na małym ogniu pod przykryciem trzymamy kolejne 8-10 minut. Pamiętajcie, że mięso z dzikiego łososia jest trochę twardsze! Następnie zdejmujemy pokrywkę, smarujemy miodem wierzchnią stronę łososia, po minucie odwracamy go i powtarzamy czynność. W tym czasie można trochę zwiększyć ogień, żeby ta miodowa powłoka miała szansę się podpiec.

Liście sałaty myjemy, suszymy i rwiemy na mniejsze kawałki. W misce mieszamy z oliwą, sokiem z cytryny i pozostałymi ziołami.

Wykładamy na talerz rösti, na to kładziemy łososia i dekorujemy sałatą. Zapraszam do stołu!



nagroda :)

Moi drodzy,

nic lepszego nie mogło mnie dzisiaj spotkać:) Wielka radość i zaskoczenie!!
Po wakacyjnej przerwie wśród domowych pieleszy, z dobrym babcinym i maminym jedzeniem i obowiązkowo białym półtłustym serem, którego tak bardzo mi brak wracam i... znajduję wśród maili informację o wygranej w konkursie 'Pigwowiec czy pigwa' organizowanym przez fantastyczny blog kulinarny Chillibite

Jeszcze raz serdecznie dziękuję mojej przyjaciółce Marcie, która mnie na udział namówiła, Dominikowi za cudowne dźwięki "For Emma" oraz tym, którzy pozytywnie ocenili przepis i niezmiennie zapraszam do próbowania nalewki!! 

A już niedługo nowe rytmy ze 'Smooth Jazz Cafe 11. Marek Niedźwiedzki zaprasza do...'


niedziela, 9 października 2011

dla wygłodniałych każda minuta się liczy, czyli... spaghetti 3 formaggi z sosem z mandarynki i nasion granatu

Wróciłam dziś do domu strasznie głodna. Nie miałam nic przygotowanego na ‘czarną godzinę’, więc w ekspresowym tempie przeszukałam wszystkie kuchenne szafki, lodówkę i  misę z owocami. W takich momentach, kiedy czuje, jak wiatr hula mi w brzuchu, najczęściej sięgam po makaron. Tym razem nie było inaczej:)

Makarony zawsze kojarzą mi się z dobrym, wesołym czasem. Kolacją z przyjaciółmi, winem stołowym i mnóstwem śmiechu. Z zaplanowanego na taką biesiadę makaronu na ogół wychodzi coś zgoła innego. W atmosferze rozprężenia nie trzymamy się już tak kurczowo przepisu, goście na ogół stoją w kuchni i podjadają. Każdy doda coś od siebie, zaproponuje jakąś przyprawę, doleje trochę białego wina do sosu... i tak rodzą się nowe smaki.

Dzisiaj było podobnie. Makaron, który powstał w mojej kuchni, skomponowany został z pojedynczych składników, które ostały się w lodówce na dzień przed tygodniowym wyjazdem. Niech was to bynajmniej nie zniechęci, bo wyszło coś znakomitego! Lekko słone od sera, kwaskowe od mandarynki... idealne, na stałe włączone do jadłospisu:)




Można by się pokusić o porównanie do kawałka płaskiego ciasta, który kiedyś biedni Włosi pokrywali tym, co akurat było pod ręką: pomidorami, warzywami, serem, czasem jakąś kiełbaską... mowa oczywiście o Pizzy! Czasem prostota to klucz do sukcesu.

Zanim składniki... coś 'po włosku' Pink Martini 'No hay problema'. Tylko raz miałam okazję być na ich koncercie i były to niezapomniane muzyczne wrażenia. Gotowanie pójdzie wam znacznie szybciej, a może nawet uda mi się was zarazić tymi rytmami! http://www.youtube.com/watch?v=2yPkR23NK8E

Składniki dla 2 głodnych osób:
200g spaghetti
100g dojrzałego miękkiego sera gorgonzola
50g startego sera gouda stara
100g sera topionego śmietankowego
sok z 2 mandarynek (można dodać też trochę miąższu)
1 niecały granat
2 ząbki czosnku
łyżka masła
łyżka oliwy extra virgin
szczypta soli

Ugotuj spaghetti al dente. W międzyczasie posiekaj czosnek, pokrój sery na mniejsze kawałki, żeby łatwiej się rozpuściły, wyciśnij sok z mandarynek i przygotuj nasiona granatu. Rozgrzej masło i oliwę na patelni. Wrzuć posiekany czosnek i mieszaj przez ok. minutę. Następnie dodaj makaron, wymieszaj i na niewielkim dodawaj po kolei sery. Wymieszaj tak, żeby makaron był nimi oblepiony. Następnie wlej sok z mandarynek i dodaj nasiona granatu. Dokładnie wymieszaj i serwuj. Do tego polecam białe wino. Smacznego!!

Uwaga z dosalaniem, ser gorgonzola jest już sam w sobie słony!




sobota, 8 października 2011

mango ciąg dalszy... czyli urodzinowe naleśniki na słodko!

Dzisiaj dzień szczególny – urodzinowy! Co prawda Dominik jest teraz kilkaset km ode mnie, więc nie będziemy razem świętować, mimo wszystko postanowiłam rozpocząć ten dzień inaczej. W sobotnie i niedzielne śniadania na ogół jemy coś ‘innego’ niż w tygodniu. Robimy tosty z rozmaitymi serami i szynką, jemy jajka na mnóstwo sposobów, placki z owocami, ale najczęściej pojawiają się naleśniki! Ja przygotowuje ciasto, a Dominik zręcznie wylewa je na patelnię i niczym wytrawny francuski kucharz, podrzuca w powietrzu zamiast szpatułką  odwrócić na drugą stronę. Dzisiaj zabrakło tych akrobacji, ale obowiązkowo pojawiła się Nutella i gość specjalny – mango!

Tak więc powstały naleśniki z Nutellą, mango, winogronami bezpestkowymi i migdałami!

Do gotowania proponuję bardzo przyjemną, pozytywną piosenkę Jehro "Sweet" - nawet nie zauważycie, kiedy ta słodycz pojawi się na talerzu:)  




Składniki na 2 głodne osoby:
1 1/2 szklanki mąki
1 szklanka mleka
1 jajko
szczypta soli i cukru
słoik Nutelli (jeśli macie swój ulubiony krem czekoladowy, spokojnie można Nutellę nim zastąpić)
2 mango
1/2 kg zielonych winogron bezpestkowych
100g migdałów (najlepiej w słupkach)

Przygotowanie trwa kilka minut. Do miski wsypcie mąkę, dodajcie mleko, wbijcie jajko. Wszystkie składniki trzeba wymieszać do momentu, aż zrobi się gładka, puszysta masa. Dodajcie sól, cukier i jeszcze chwilę pomieszajcie. Można skorzystać z robota kuchennego albo posłużyć się mątewką. W przypadku naleśników proponuję to drugie – ciasto jest łatwe do wyrobienia i czas pracy krótki.  

Rozgrzejcie patelnię. Włóżcie łyżkę masła. Jak się rozpuści, wylejcie ciasto i formułujcie okrągłe naleśniki. Proponuję grubość ok. 2 - 3mm, wtedy będą miękkie, a rant chrupiący – akurat do czekoladowego kremu! Smażymy ok 1-2 minut z każdej strony, aż nabiorą złotego koloru. Między smażeniem kolejnych porcji należy przetrzeć patelnię papierowym ręcznikiem, żeby masło nie nadawało ciastu brązowego koloru i włożyć łyżkę świeżego masła. Wykładamy na talerz, smarujemy Nutellą, kładziemy mango i winogrona i posypujemy orzechami!  
Palce lizać!! Wszystkim solenizantom wszystkiego co najlepsze!!

Przy okazji powtórzę babciną radę - zróbcie ciasto na kilka godzin przed smażeniem, albo nawet poprzedniego wieczoru i odstawcie do lodówki. 
Smakuje zdecydowanie lepiej! 




czwartek, 6 października 2011

placki na trzy gryzy + mango

Kochani,

mimo chmur na niebie, dzień jest piękny! Wydarzają się same miłe rzeczy, których w ogóle nie miałam w planach! Najważniejsze to: po długiej przerwie jadę na kilka dni do domu i drugie przyjaciółka się zakochała. Nawet jedna wiadomość wystarczy, żeby cały dzień podśpiewywać pod nosem! W związku z takimi dobrymi nowinami, postanowiłam wyjątkowo zakończyć ten dzień. I udało się! Pomysł od razu wpadł do głowy.

Kupiłam mango. Polecam wam ten niezwykły owoc. Jeden gryz i będziecie tak samo cierpieć z powodu nadchodzącej zimy jak ja. Smak ma niezwykły – przy skórce słodki, a im bliżej pestki, tym więcej cytryny, że aż w język trochę szczypie. Mango odkrył przede mną Dominik. Nigdy wcześniej nie zwracałam na nie uwagi, może dlatego, że bardzo lubię rzeczy ze swojej strefy klimatycznej... No cóż, każdy się uczy na błędach, ja również. Przez całe lato nie rozstawaliśmy się z tym smakiem. Teraz, kiedy nadchodzi już zima, polecam wam zajrzeć do sklepu i wyszperać ostatnie sztuki. Idealne na niedzielne śniadania lub deser po obiedzie!




Placki są bardzo proste do zrobienia, więc proponuję po prostu wziąć jedną szklankę i za jej pomocą odmierzać proporcje.

Z serii wypróbowanych babcinych rad! Polecam wam zrobić ciasto na kilka godzin przed smażeniem placków i odstawić do lodówki. Mnie zdarza się czasem zrobić ciasto dzień wcześniej. Jakimś cudem smakuje ono lepiej!

Składniki:
1 1/2 szklanki mąki
1 szklanka mleka
1 jajko
większa szczypta soli
szczypta cukru
kilka kropelek cytryny

2 mango
500g jogurtu 3.5%
2 łyżki cukru pudru

Przygotowanie trwa dosłownie kwadrans. Ubijcie białko na pianę. Wsypcie do miski mąkę, dodajcie mleko i żółtko. Wszystkie składniki trzeba wymieszać do momentu, aż zrobi się gładka, puszysta masa. Dodajcie pianę z białka, sól, cukier i cytrynę i jeszcze raz wymieszajcie ciasto.

Rozgrzejcie patelnię, tak żeby była dobrze ciepła i włóżcie łyżkę masła. Jak się rozpuści, łyżką nabierzcie ciasto i uformułujcie ładne, niewielkie placki. Takie akurat na 3 gryzy! Pamiętajcie, żeby nie były zbyt cienkie! Smażymy ok 1-2 minut z każdej strony, aż nabiorą złotego koloru. Przed smażeniem kolejnych porcji, wytrzyjcie patelnię papierowym ręcznikiem i na nowo dajcie masło. W przeciwnym razie zbrązowiałe masło nada plackom ciemny kolor. 
W międzyczasie wymieszajcie jogurt z cukrem pudrem. Jeśli wolicie kwaskowaty smak jogurtu, możecie również posypać placki pudrem dopiero na talerzu. 

Wykładamy na talerz, dajemy (jak mawia moja babcia) kleksa jogurtu, kładziemy mango i... jemy!

A do tego obowiązkowo Joss Stone ‘L.O.V.E’:)



  

poniedziałek, 3 października 2011

rada dla amatorów suchych kiełbas!!

Ja zdecydowanie do nich należę. Uwielbiam suche, twarde, aromatyczne kabanosy,  myśliwską, polską surową długo-dojrzewającą... mogłabym tak wymieniać bez końca! Niestety czasem zdarza się tak, że kiełbasa jest miękka i trzeba chwilę poczekać. W związku z tym, że to jest dla mnie ‘chleb powszedni’, moja kochana Babcia przyszła z pomocą. Uszyła niewielki worek z naturalnego materiału, lekko ażurowego, ukręciła 2 sznurki – jeden do zawieszenia worka, drugi do zawieszenia w nim kiełbas i kabanosów. Mój worek ma wymiary: długość boku 31cm, długość podstawy 21cm, ale w zależności od potrzeb konsumenta, może być większy. Jego ogromną zaletą jest to, że przepuszcza powietrze, co pozwala kiełbasom porządnie zeschnąć, bez obawy, że pojawi się nalot albo pleśń. Poza tym, co równie ważne, dosłownie żadna mucha nie siada – nie ma jak!
U mnie worek wisi w kuchni na karniszu przy uchylonym oknie, więc zapach wychodzi na zewnątrz, zamiast rozchodzić się po pokoju.

Polecam – prosta rzecz, a bardzo cieszy!!







nalewka domowa z owoców pigwy na leniwe zimowe wieczory...

Moi drodzy – ostatni dzwonek, żeby wyrobić się na zimowe wieczory z pyszną domową nalewką! W domu mamy kilku wybrańców wśród nalewek i na nasze szczęście nie odbiega to za bardzo od tego, co rośnie u nas w ogrodzie. Najbardziej smakują nam te z owoców pigwowca, ciemnych winogron, aronii i syropu z gruszek. Ta ostatnia to na ogół 'produkt uboczny' przy robieniu zapraw na zimę, o których później.

Dzisiaj czas na nalewkę z owoców pigwy. Jest to roślina w polskich ogrodach najczęściej traktowana jako krzew ozdobny. Wczesną jesienią, kiedy piękne pomarańczowe kwiaty już opadną, pojawiają się twarde jasno-zielone lub żółtawe owoce, w kształcie przypominające małe jabłka. Warto je zebrać właśnie teraz, w pierwszych tygodniach października, kiedy słońce jest jeszcze ciepłe, a deszcze tak bardzo nie dokucza. Uwaga – krzew ma kolce!

Do tego proponuję przepiękną piosenkę, która oczarowała mnie kilka miesięcy temu i od tego czasu nie mogę i nie chcę się z nią rozstać. Jest dobra na spokoje wieczory, ale też na niedzielne poranki do gazety i świeżych bułek z nasionami słonecznika. Zdecydowanie nastraja pozytywnie! http://www.youtube.com/watch?v=T0yaQ20dpWI
 
Owoce należy dobrze umyć, wykroić gniazda (sformułowanie, którego używa moja babcia określając pestki) i pokroić na średniej wielkości kawałki. W niektórych przepisach możecie znaleźć inne uwagi dot. cząstek owoców, ale uważam, że przy drobnym krojeniu uzyskamy w czasie produkcji więcej soku. Uważajcie – owoce są bardzo twarde, więc szybko rozboli was ręka, ale efekt wart jest poświęcenia!






Owoce należy wsadzić do słoja lub szklanej butelki. Proponuję poszukać w domu takiego naczynia, które możecie zakorkować naturalnym korkiem. Wtedy proces przebiega w bardziej naturalnych warunkach. W małym garnku należy podgrzać cukier w minimalnej ilości wody. Kiedy cukier się rozpuści i powstanie syrop, zalejcie nim owoce. Następnie dodajcie spirytus i odstawcie w ciemne miejsce w temperaturze pokojowej lub trochę chłodniejszej na ok 1.5 miesiąca. Co jakiś czas można butelką lekko wstrząsnąć, ale z umiarem. Przyjemnie jest śledzić, jak owoce stopniowo opadają na dno butelki – to znaczy, że proces trwa!

Po upływie 6-8 tygodni należy oddzielić owoce od nalewki i dosmakować ją wedle uznania spirytusem, jeśli ktoś chciałby mocniejszą, albo cukrem (zagotowanym w wodzie, w postaci syropu), jeśli okaże się za mało słodka. Jeśli byłaby zbyt mocna, należy ją rozcieńczyć wodą, ale to się rzadko zdarza:)

Składniki – przyznam, że z tym mam mały problem, bo w domu zawsze robimy to trochę na oko i potem każdy czeka na moment dosmakowania. Spróbujmy:
1.5 l spirytusu 60-70%
1 kg owoców pigwy
ok. 7 kopiastych łyżek cukru


Powyższe proporcje są uniwersalne, więc jeśli macie pod ręką inne owoce nadające się do nalewki, spokojnie możecie zastąpić nimi pigwę.

Do dzieła, zimowe wieczory tuż tuż!!



kurczak w sosie z granatów

Ostatnio Dominik kupił na targu bardzo dużo granatów. Przez dłuższy czas zastanawiałam się, co z nimi zrobić, gdyż, przyznam, że nie miałam z nim zbyt często styczności. Posiłkowałam się wszelkimi źródłami, począwszy od tego, jak granat rozkroić, żeby móc stosunkowo szybko wyjąć z niego wszystkie ziarenka i nie spędzić nad tym pół dnia.

Postawiłam na sos do mięsa, jako że obydwoje od czasu do czasu lubimy coś mięsnego zjeść.
Za mięso zabieram się zawsze 2 dni wcześniej, żeby miało czas poleżeć w marynacie. Polecam wam taki system – wtedy macie pewność, że mięso, które potem serwujecie gościom czy rodzinie, jest kruche i nawet bez sosu ma smak i aromat rozmaitych ziół, czosnku, imbiru  itd.




Przygotowanie mięsa i marynaty
Należy najpierw dokładnie umyć mięso, oczyścić je z tłuszczów i ścięgien i roztłuc tłuczkiem na filety grubości ok. 1.2cm. Marynata jest już rzeczą indywidualną, zioła i składniki możecie komponować dowolnie!

Moją bazą marynaty są następujące składniki:
sól
pieprz lub pieprz cytrynowy
2-3 ząbków czosnku lub mała cebulka pokrojona w ćwiartki
rozmaryn
kilka kropel cytryny
łyżka maggi

Składniki do przygotowania mięsa, 2 porcje:
1 duża pierś z kury lub 2 mniejsze
1 jajko (roztrzepane)
1/4 szklanki mąki pszennej
łyżka masła i trochę oliwy do smażenia

Składniki na sos z granatów:
1/3 szklanki czerwonego wytrawnego wina
1/2 szklanki soku wyciśniętego z ziarenek granatów (do tego najlepiej przeciąć granat w poprzek i wycisnąć jak cytrynę)
1/3 szklanki wywaru z kury
mała drobno posiekana cebulka
200g jogurtu naturalnego 3,5%
2 łyżki miodu lipowego
łyżka cytryny
pieprz cytrynowy
ziarenka wyłuskane z połówki granatu

Zacznijmy od sosu. Najpierw wyjmijcie jogurt z lodówki. Będziemy go potem dodawać do ciepłego sosu, więc lepiej, żeby nie był taki chłodny. Do rondelka wlejcie wino i dodajcie posiekaną cebulkę. Duście to na wolnym ogniu do momentu, aż płyn zredukuje się o połowę. Następnie dodajcie sok z granatu i bulion i pozostawcie sos na ok. 20-30 minut, aż zgęstnieje. Odstawcie garnek na zimny palnik i powoli dodajcie jogurt. Trzeba być przy tym ostrożnym, żeby jogurt nie rozdzielił się od sosu i nie zmienił w milion małych białych oczek. Do tego najlepiej przyszykujcie sobie drewnianą mątewkę i wraz z wlewaniem jogurtu, dokładnie mieszajcie całą zawartość garnka. Następnie dodajcie sok z cytryny, miód, doprawcie pieprzem. Dodajcie ziarenka granatu i z powrotem połóżcie garnek na rozgrzanym palniku, żeby był ciepły, jak zrobicie mięso.

Przygotujcie sobie 2 talerze: w jednym rozkłóćcie widelcem jajko, na drugi wysypcie mąkę. Do tego rozgrzejcie patelnię z masłem i oliwą. Wyjmijcie filety kurczaka z marynaty i po kolei obtoczcie je z dwóch stron w jajku, następnie w mące. Teraz wystarczy już tylko obsmażyć filety przez 3-4 minuty z każdej strony na złocisty kolor. Podawajcie je z sosem z granatów. Do tego polecam również gotowaną fasolkę albo brokuł.

Sos ma smak intensywny i oryginalny, przy tym wygląda fantastycznie. Podejrzewam, że spełni oczekiwania każdego smakosza.


Smacznego!






Punktem wyjścia do przygotowania sosu był przepis na kurczaka w orzechach z sosem z granatu, który znalazłam na stronie www.kwestiasmaku.com.